Kronika Towarzyska Solferra.


Zapraszamy do działu I SICK YOU.


Kilka tekstów poniżej:
Chujowo, ale swojsko czyli krótka historia Kisielic solferrowym okiem widziana
Złym Okiem
Piętnasty V

 

Chujowo, ale swojsko czyli krótka historia Kisielic solferrowym okiem widziana.

Początki, z remontem włącznie, znikają w mrokach pamięci. Nie było mnie przy tym. Włączyłem się któregoś brzydkiego dnia, już u schyłku nierównej walki Uha z ludzką niedoskonałością, biurokracją i materią niożywioną. Do tej pory jakoś nie było okazji by zmienić status niezależnego obserwatora. Tego dnia jednak zobaczyłem jak Lolas, Magda i Tamara próbują umyć podłogę, ubabraną gipsem, cementem i innymi świństwami, kilkoma szmatkami. Efekt był taki jak przy zmywaniu tablicy szkolnej. Powiedziałem sobie: teraz możesz dać coś od siebie, możesz im pomóc. Niczym Prometeusz przynieść im sposób na czystą podłogę. Poszedłem do kibla, zerwałem wierzchnie ubranie (ukazał się wiadomy strój), w prawej ręce pojawiło się narzędzie, w lewej wiadro plus szmata - moje wunderwaffe. Podłoga była czysta.

8 grudnia był zwykłym dniem. Jeszcze rano kiedy malowaliśmy stołki nic nie wskazywało, że się uda. Termin otwarcia był już przesuwany parę razy, więc podchodziłem do tego z dystansem. Nie było piwa, stołki były mokre, na umycie podłogi miałem mało czasu itd. Plakaty rozwieszone na mieście, ludzie poinformowani. Godzina 0 o 18.00.

O osiemnastej byłem w połowie mycia. Brudny. Termin przesunięty na 20.00. Pojawiają się jacyś ludzie z BWA w celu przedpremierowego obejrzenia ekshibicji Romana S. Kobiety - nietoperze, w warstwie kolorystycznej - dużo świeżej juchy plus metka tatarska. Stołki barowe kleją się, będą jaja jak ludzie na nich usiądą. Pojawia się piwo. Kończę myć podłogę o 19.30. Ludzie zaczynają przychodzić, robi się wesoło. Zaglądam ludziom pod stołki. Ciekaw jestem jak będzie wchodzić w reakcje świeża farba i ubranie na tyłkach. Na razie nikt nie jest pokrzywdzony. Duża rotacja, dużo ludzi czasem znajomych. Piję. W pewnym momencie pojawia się cudowne dziewczę. Nie ma miejsca na kanapach, wybiera miejsce przy barze. Ma długą jasną spódnicę. Nie wiem co robić - ratować czy patrzeć na efekty. Nie ratuję. Dalej niewiele pamiętam. Wiem, że sprzedano dużo alkoholi, ale żadnego zysku.

 

Złym okiem

Tym razem rzecz z Kisielicami związana nie bezpośrednio. Jest taki świński punkt ze śmieciarską żywnością pt. Sphinx burger. Jedzenie niezdrowe, ale za tą cenę o tej porze atrakcyjne. Trafiam tam z Bartem, Zaworiem i Gosią (barmanką ze Starej Nory) 4 maja o 1.30. Idę tam specjalnie, bo dzień wcześniej miałem tam niemiłe spotkanie z Romem. Jestem pijany i chcę odpędzić złe. Dochodzimy. Niesamowite. Pełno ludzi i to nie Polaków. Czuję się w tym miejscu wreszcie na miejscu. Żeby było zabawniej to są ludzie z Izraela. Stojąc w kolejce spotykam się wzrokiem z pewną cudowną Izraelitką. Petry - mówię do Barta i patrząc jak Ona je przypominam sobie ostatnie sceny z Szamanki. Błogość nie trwa długo. Pojawiają się na horyzoncie miejscowe mendy. Jakiś młody gruby z rozstawionymi przednimi kończynami, młodzian w skórze o twarzy ptaka i stadko suk poznańskich urągających idei doboru naturalnego. Sucze i ludzkie odpady. Ptasi mózg wpycha się przed Gosię. Konsternacja. Żeby było weselej pojawiają się głosy: to są Żydzi, Hail Hitler i tego typu. Krew płynie szybciej. - Nie mam kurwa broni – żartuję pod nosem z kwaśnym uśmiechem. - Komory gazowe powinny być przygotowane dla Ciebie ptasia pokrako – mówię prawie głośno. - Cyklon B, małpi synu – nie rozumie, nie słyszy, może to i dobrze. Tylko dlaczego kolejny raz zmuszeni jesteśmy pozwolić by gówno zasnęło z samozadowoleniem na twarzy. Mówię o tym przez całą drogę, zdając sobie sprawę z bezsensowności. Ech spróbować tak walnąć w mordę, żeby polała się krew, zmienić rzeczywistość łamiąc sobie kostki i tracąc zęby. Ech... Nie wyjdę więcej na ulice bez pistoletu ... albo przynajmniej bez stoperów i klapek na oczy. Amen.

 

Piętnasty V

Magda stała za barem, gdy pojawiłem się w Kisielicach. Wernisaż. Nawet podwójny bo najpierw w Arsenale o 18, a potem o 24 u nas. Poszedłem coś zjeść. Wróciłem a Magda ma łzy w oczach. Zavorio (!$$%??) wrobił ją w stanie do 19. Wykpił się robieniem zdjęć na wernisażu. Jadę do Arsenału. Siedzi Kowal, Uho, panowie-kustosz no i Zavorio. Wernisaż... ? Truszkowski po prostu. Zahaczając o WStarymKinie wracam do Kisielic. Zaczynają się ChaosSyfBachanalia czyli najlepsza niecykliczna impreza w tym zasranym mieście. Pokale same się przewracają. Robi się gorąco. Magda nieco pijana + Michał nieco zły = awantura. Pierwszą falę uderzeniową łagodzimy trochę z Kowalem za pomocą czerwonego wina. Niestety nie na długo. Jest Marta co z psem przychodzi :))))). Co dwie lampki wina muszę się przejechać na rowerze. Nosi mnie czasami. Znowu jesteśmy w komplecie właścicielsko-barmańskim. Nawet Tamara wróciła z Grecji. Właściwie to jest nadkomplet, bo są jeszcze trzy osoby ze Starego: Kowal i Wiola, Gosia. Po kolejnym secie rowerowym wchodzę do środka, a tu w moim kierunku uderza jakiś człowiek, któremy wybucha z ust jakaś ciecz. Nie są to rzygi. Zdezorientowany patrzę dookoła. Nikt nie zwrócił uwagi albo nie chciał. Biorę maszynę do wycierania, bo koleś zanim wybiegł zdążył obryzgać drzwi do kibli. Już prawię kończę. Nagle słyszę mocny brzęk tłuczonego pokala. Spotykam wzburzonego Michała, chce zrobić krzywdę Magdzie. Rzuciła w niego pokalem. Ciężki klimat, może trzeba zmienić muzykę ? Nastaje 3600 -sekundowy pokój. Zatrzymuję się na chwilę koło Filipa i upajamy się widokiem pewnego bóstwa. Filip jest naprawdę zauroczony. Pojawiają się dwaj kolesie przebrani za kobiety. Ten mniejszy jest straszny. Przypatrzcie się kobiety jak widzą was mężczyĽni... Siadam koło Marty i Ingi. Ten wyższy przebrany okazuje się kolegą Marty. Marta jest w szoku. Inga idzie do domu, odchodzą też przebrani. Sami. Nic mnie już dzisiaj więcej nie obchodzi.